17 lutego Sokół podejmował u siebie zespół TBV START II Lublin. Oba zespoły miały po 31 punktów w ligowej tabeli i zajmowały miejsca obok siebie, a o kolejności decydował bilans koszy – Sokół był 9, a Start 10. To był ważny mecz dla każdej z drużyn, bo wygrana pozwalała uzyskać przewagę nad rywalem.
Po czterech wygranych z rzędu z optymizmem patrzyliśmy na to spotkanie, dobra dyspozycja i atut własnego parkietu pozwalał realnie myśleć  o wygranej.
Okazało się jednak, że nie będzie to takie proste, bo z uwagi na okienko kadrowe i przerwę w rozgrywkach Energa Basket Ligi, na mecz do Ostrowi przyjechało 8 z 14 osobowej kadry pierwszego zespołu, na co dzień grający w najwyższej klasie rozgrywkowej.
Już na początku uwidoczniła się przewaga gości. Widać było większe doświadczenie i organizację gry. Bardzo dobrze bronili, rozgrywali piłkę w ataku i skutecznie trafiali do kosza. Nasi zawodnicy nie poddawali się, w pierwszej kwarcie oddali 17 rzutów, przy 18 rywali, jednak fatalna skuteczność – jedynie 17 % – nie pozwoliła nam na utrzymanie korzystnego wyniku. Po 8 minutach przegrywaliśmy już 19:5, ale po celnej trójce Kuby Sienkiewicza ostatecznie przegraliśmy kwartę do ośmiu.
W drugiej kwarcie zagraliśmy dużo lepiej, goście trafiali swoje, jednak i nasze rzuty zaczęły wpadać do kosza. Kuba dołożył kolejne skuteczne rzuty z dystansu i powoli odrabialiśmy stratę, która przez moment wynosiła już tylko 3 punkty. Wygraliśmy tę część 25: 19, ale na przerwę schodziliśmy przy wyniku 33:38.
Dobrze walczyliśmy na deskach i po zmianie stron goście zmienili swoją taktykę. Teraz więcej grali na obwodzie i nastawili się głównie na szybkie rzuty za trzy punkty. Dzięki znakomitej skuteczności szybko uzyskali wyraźną przewagę punktową i zdominowali tę kwartę. W III kwarcie trafili łącznie 7 trójek na 9 prób i 100% z rzutów wolnych. Dobrze broniliśmy, dochodziliśmy do rzucających zawodników, ale gościom wszystko wpadało – nawet rzuty „przez ręce”. Wprawdzie w połowie kwarty przegrywaliśmy 41:54, ale ostatecznie przed ostatnią odsłoną nasza strata była już wyraźna – 43:73.
Dobrze rozpoczęliśmy ostatnią odsłonę zdobywając dziewięć punktów z rzędu (52:73).  Lublinianie przestali trafiać za trzy i pojawiła się szansa na lepszy wynik. Było jednak bardzo trudno, doświadczony rywal umiejętnie rozgrywał piłkę, grał dłuższe akcje, przyśpieszał gdy była okazja na kontrę i utrzymał bezpieczną przewagę punktową do końca. Wygraliśmy ostatnią kwartę 19:12, ale to było zbyt mało by odrobić straty i pokonać zawodników z „ekstraklasy”.
Przegrywamy 62:85, ale po walce i o to chyba chodzi, by się nie poddawać. Dla nas był to trudny, ale mimo że przegrany – również cenny mecz. Zdobyliśmy nowe doświadczenie i przez sporą część spotkania pokazaliśmy że potrafiliśmy grać jak „równy z równym”.
Trener Sokoła ogólnie był zadowolony z postawy i zaangażowania zawodników, potrafiliśmy wygrać dwie kwarty z mocnym rywalem i do końca nie zabrakło nam woli walki. Oczywiście przytrafiło się kilka błędów, które należy wyeliminować, ale nie było tak źle jak być mogło. Na pewno zabrakło nam skuteczności na początku meczu, co ustawiło to spotkanie, a zwłaszcza zabrakło punktów najskuteczniejszego naszego zawodnika – Andrii Shapovalov zdobył w tym meczu tylko 3 punkty  i zbyt wiele razy pozwoliliśmy gościom na ponowienie ataku, bo zebrali aż 13 piłek na naszej tablicy. Ostatecznie optymizm w nas pozostał. Przegraliśmy mecz, ale po walce i nie zabraknie jej w kolejnych meczach.

23 lutego gramy w Ostrowi z GLKS Nadarzyn. Tam kluczem będzie zatrzymanie najlepszego strzelca II ligi – Przemysława Kuźkowa (średnia 29,57 pkt/ mecz)

SOKÓŁ Ostrów Mazowiecka – TBV START II Lublin 62:85
(8:19) (25:19) (10:35)  (19:12)

STATYSTYKI

(refleksja redaktora: ….można się zastanawiać nas regulaminem, rozgrywek – z jednej strony szkoda, że w składzie zespołów II ligi mogą grać zawodnicy z najwyższej klasy rozgrywkowej – co na pewno „robi różnicę” i zmniejsza szansę na wygraną”zwykłego drugoligowca”, ale z drugiej strony konfrontacja z mocnym rywalem pozwala pójść o krok do przodu – szkoda tylko ze przeważnie kosztem przegranej –  no cóż…)