W sobotnim, wyjazdowym meczu z Legią Warszawa, Sokół przy ogłuszającym dopingu fanów Legii – po zaciętym pojedynku i emocjonującej końcówce uległ gospodarzom 70:64.
Legia była zdecydowanym faworytem tego meczu, z kompletem zwycięstw przewodziła w ligowej tabeli. Wydawało się, że nasz zespół będzie kolejnym przeciwnikiem skazanym na „pożarcie” i podzieli los poprzednich zespołów, które przegrywały z Legią kilkudziesięcioma punktami. Chyba nikt nie spodziewał się, że to spotkanie będzie miało właśnie taki przebieg.

Pierwsze 3 punkty należały do gospodarzy, jednak w odpowiedzi nasz zespół zdobył 4pkt i po raz pierwszy wyszedł na prowadzenie. Przez chwilę gra była wyrównana, obie ekipy stwarzały sobie sytuacje rzutowe, zarówno spod kosza jak i z dystansu  jednak w tym etapie gry piłka nie wpadała nam do kosza, a w odpowiedzi trzy celne trójki z rzędu koszykarzy Legii sprawiły, że warszawski zespół uzyskał kilkupunktową przewagę. Próbowaliśmy zniwelować straty rzutami z dystansu, jednak nasi etatowi strzelcy „za trzy” również pudłowali, jedyną trójkę trafił center Łukasz Ryfa. Po pierszej kwarcie przegrywaliśmy 21:13.
Druga odsłona wyglądała podobnie, tym razem już lepiej radziliśmy sobie z akcjami Legii, dużo biegaliśmy w obronie i przechwyciliśmy kilka piłek, ale w ataku nie było jeszcze tak dobrze. W połowie kwarty zniwelowaliśmy stratę do 3 punktów (31:28) ale w końcówce gospodarze ponownie ją powiększyli.
Ostatecznie i tę kwartę przegraliśmy jednak już tylko 2 punktami (21:19). Dwie pierwsze kwarty wygrała Legia, i w sumie lepiej radziła sobie w rozgrywaniu piłek i skuteczniej trafiała z dystansu, ww pełni wykorzysywała atut włąsnych koszy, a dzięki celnym rzutom „za trzy” utrzymywała bezpieczny dystans punktowy.
Druga połowa należała już do naszego zespołu. Przez cały mecz na boisku było sporo walki, a co za tym idzie dużo strat i przechwytów. Tak jak i w porzednich kwartach tak i teraz oba zespoły miały sporo sytuacji rzutowych, jednak akcje nie przynosiły punktów, bo albo zatrzymywane były przez dobrą obronę albo rzuty okazywały się niecelne. Trzecią kwartę wygrał Sokół 16:15.
Na początku czwartej odsłony – dzięki dobrej obronie – zdobyliśmy 10 punktów z rzędu. Nasz zespół odrobił straty i w 3 minucie tej częśći meczu wyszedł na prowadzenie 58:57. Szybka odpowiedź Legi i punkty 2+1 ponownie dały jej prowadzenie. Po chwili na tablicy był remis 60:60. Od tej pory kosze padały sporadycznie, kilka razy przez dłuższy okres czasu żadna z drużyn nie potrafiła trafić do kosza. Po raz pierwszy tę niemoc przełamali gospodarze, po celnej „trójce” znów na kolejne kosze trzeba było trochę poczekać – sytuacje tę sprawiała dobra obrona obu ekip. Na niewiele ponad minutę przed końcem Legia prowadziła tylko 65:62, my mieliśmy dwie akcje na zdobycie punktów, niestety w jednej akcji nie trafiliśmy spod kosza, a w kolejnej sędziowie odgwizdali nam faul w ataku. W między czasie za 5 fauli boisko musiał opuścić Paweł Skarpetowski i jego brak dało się odczuć w ostatnich minutach.
O końcowym wyniku zadecydowały ostatnie akcje meczu. Niestety w końcówce popełniliśmy kilka błędów, za bardzo chcieliśmy wygrać i za szybko zagraliśmy decydujące akcje. Bardzo dobra obrona legionistów, dwa przechwyty i 4 łatwe punkty dały im bezpieczne prowadzenie. Czasu na odpowiedź było już za mało. Ostatecznie gospodarze wygrali to spotkanie 70:64.

Trzeba jednak przyznać, że wynik mógł być zupełnie inny, bo w końcówce spotkania w dwóch kluczowych momentach sędziowie przerwali gwizdkiem nasze kontry – raz – bo rywal leżał na parkiecie, a drugi – że boisko pod naszym koszem było mokre, jednak akcja była już pod koszem Legii. (Wydaje mi się, że według przepisów grę można przerwać gdy piłka jest poza boiskiem). Ogólnie sędziowie pozwalali na ostrą grę i wielu fauli oraz błędów kroków nie odgwizdywali.
Wygrana Legii nie jest zaskoczeniem, jednak jej wysokość pewnie już tak. Skazany na porażkę Sokół postraszył stołeczny zespół i wzbudził trochę emocji w fanach koszykówki. Nie da się ukryć, że Legia to bardzo dobry zespół, lepiej zorganizowany, posiadający zawodników z doświadczeniem również z wyższych klas rozgrywkowych (najlepszy strzelec Legii w tym meczu -grał również kilka sezonów w extraklasie). Legia z obecną grą miałaby już dziś sporą szansą by  zajmować czołowe miejsca w II lidze, tym bardziej cieszy fakt że zagraliśmy jak równy z równym, i potrafiliśmy spowodować, by Legia nie zagrała tego co grała z poprzednimi swoimi rywalami.

Mimo przegranej 70:64, osiągnęliśmy niezły wynik, zagraliśmy dobry mecz, ambitnie do końca i chociaż popełniliśmy kilka strat i zupełnie nie trafialiśmy za „trzy” – co z drugiej strony było mocnym punktem gospodarzy – to możemy czuć się moralnymi zwycięzcami. Cały zespół zagrał bardzo dobrze w obronie. Z wysokimi zawodnikami Legii  doskonale radził sobie Łukasz Ryfa, mocne zasłony stawiali Paweł Skarpetowski i Grzegorz Szydło. Swoje w ataku zrobili Artur Zadroga i Piotr Barszcz – a to wszystko przełożyło się na emocjonujące widowisko. Po raz pierwszy w tym sezonie koszykarze Legii odczuli presję wyniku i o zwycięstwo musieli walczyć do końca. We wcześniejszych spotkaniach zespoły, które do tej pory grały z Legią przegrywały mecze różnicą nawet 50-70pkt,  (MKS Ochota która wygrała z nami w Ostrowi, uległa Legii 101:48) my przegraliśmy tylko (lub „aż”) sześcioma i pokazaliśmy, że potrafimy podjąć rywalizację z teoretycznie silniejszymi rywalami. U siebie zagramy z lepszą skutecznością (zwłaszcza za „trzy”) i powalczymy o lepszy wynik, wiemy że łatwo nie będzie ale zapowiada się ciekawy rewanż.

Niewiele brakowało, by w meczu nie wystąpił Piotrek Barszcz, który na ostatnim treningu skręcił nogę. Do meczu było jeszcze dwa dni i liczyliśmy, że z naszym zawodnikiem będzie trochę lepiej. Na szczęście Piotrek zagrał. Na pewno należą się ogromne podziękowania dla Grzegorza Kowalczyka, którego doskonały opatrunek (tejp?) założony tuż przed meczem sprawił, że Piotrek mógł zagrać w tym ważnym meczu i mimo skręconej stopy zdobył dla naszego zespołu 20pkt. Wynik ten był zarazem najlepszym dorobkiem spośród zawódników obu zespołów. Najlepszy strzelec Legii – Michał Świderski zdobył 18pkt, a warto przy tym podkreślić że Piotrek odczczuwał skutki czwartkowej kontuzji i sporą część meczu przesiedział na ławce rezerwowych.

Mimo porażki Sokół utrzymał II miejsce w lidze, bo główny rywal o tę pozycję – MKS Ochota Warszawa przegrał swój mecz w Płocku 79:67

Legia Warszawa – OKK Sokół Ostrów Mazowiecka 70:64
(21:13) (21:19) (15:16) (13:16)

Punkty dla Sokoła:
Zadroga Artur – 14
Helcbergiel Grzegorz – 0
Skarpetowski Paweł – 6
Krzysztof Szymański – 0
Piotr Barszcz – 20
Paweł Mazurek – 2
Grzegorz Szydło – 4
Radosław Suwalski – 0
Bartłomiej Pieńkowski – 0
Łukasz Ryfa – 18
Jacek Zawłocki –
Mateusz Zaręba –

Realcja z meczu dla telewizji kablowej Amazing Ostrów Mazowiecka (nagranie i montaż Arek Spinek)